Zoriana Warenia

ZORIANA WARENIA

24 lat, Kijów – Warszawa

Ambitna politolożka z Kijowa. Wojna kardynalnie zmieniła jej plany zawodowe i osobiste.

Rozmawialiśmy w kawiarni. Zoriana ani razu się nie uśmiechnęła.

Zoriana nie pamięta prawie niczego z pierwszych dwóch miesięcy wojny, wspomnienia napływają falami. W przededniu inwazji Rosji siedziała z przyjaciółką w kawiarni w lwowskiej pracowni czekolady. Pocieszały się, że skoro jest tu tyle samochodów, to czołgi nie mogą być blisko. W powietrzu unosiło się dziwne napięcie, ale po powrocie do domu i tak przygotowała posiłek na następny dzień.

Obudziła się między czwartą a piątą rano, jej narzeczony już nie spał. Zadzwonił do nich ojciec, który wcześniej nie wierzył w wojnę, i rzucił tylko: „Zbierajcie się”. Razem z jej mamą zaczął działać dopiero po ucichnięciu radia, ignorowali nawet wybuchy.

Spakowali się bardzo nieporadnie, zabrali tyle niepotrzebnego jedzenia i innych rzeczy, że musieli wypakować bagaże, by w samochodzie razem z Zorianą, jej narzeczonym i rodzicami zmieściła się babcia. Pierwotnie mieli schować się przed wojną u niej, ale wybuchy w pobliskiej Białej Cerkwi przekonały ich do zmiany planów – Polska. Najważniejsze dla nich były dokumenty, Zoriana z mamą żywiły przekonanie, że to dzięki nim znajdą pracę. W przygranicznym tłoku niemalże zgubiły dowód osobisty ojca i jej mama krzyczała, że jeśli ich nie znajdą, to koniec z nim – nie wypuszczano mężczyzn z Ukrainy, nie miały nadziei, że przeżyje, żegnały się z nim na zawsze. Babcia nie mogła dojść do granicy. Nie wierzyły w przetrwanie Kijowa.

Teraz największym strachem Zoriany jest właśnie zobaczyć czołg w Kijowie. Po wybuchu wojnie w Donbasie, gdy miała piętnaście lat, zaczęła się bać zgwałcenia.

Piekło – tak mówi o granicy ukraińskiej. Straż graniczna zachowywała się podejrzanie, tłum był tak oszalały i napierał tak silnie, że przekroczyła granicę cała w siniakach. Na szczęście w Polsce mogły liczyć na pomoc wielu wolontariuszy i szybko znalazły miłego chłopca, który odwiózł je do Warszawy specjalnie wynajętym busem. Wciąż utrzymują z nim kontakt.

Żeby podczas drogi gwałtownie spanikowała i zaczęła krzyczeć, wystarczyło powiedzieć słowo „Warszawa”, z jakiegoś powodu miała wrażenie, że są tam rosyjskie czołgi. Na tym etapie podróży jej ciało już odmawiało posłuszeństwa. Brak jedzenia, wody, snu, permanentny wszechogarniający stres. Mama Zoriany również była w totalnym szoku. Przed wojną pracowała jako rekruterka w dużej fabryce farby, straciła prawie wszystko, dzisiaj dzięki pracy w radiu finansowo pomaga jej Zoriana.

Ich dodatkową towarzyszką podczas ewakuacji była szynszyla, która ma się całkiem dobrze. Została z byłym narzeczonym Zoriany. Mieli się pobrać 26 marca. Nie wytrzymali napięcia. Zmienili się. Ona – stała się bardziej prostolinijna i zdecydowana. On – miękki, złamany. Zoriana przywołuje wiele innych wieloletnich par, małżeństw, które przez wojnę się rozpadają.

Przed wojną nie marzyli nawet o niczym specjalnym. Nie mogli się doczekać lata, kiedy w końcu, pobrani, mogliby się z całą rodziną wprowadzić do nowego mieszkania rodziców. Kilka lat później doczekaliby się własnego lokum. Na karteczkach na tablicy korkowej w jej pokoju widniały również hasła „prawo jazdy”, „staż w Kanadzie”. Skończyła w Polsce politologię i zarządzanie, odbyła staż polskim sejmie, Radzie Najwyżej, teraz znalazła możliwość dostania się do kanadyjskiego parlamentu. Kolekcjonowała płyty i czerwone pomadki. W kwietniu nowa praca, z czasem przyszłaby stabilizacja, całe życie przed nimi.

Teraz nie marzy o niczym. Ma jakieś plany, ale w nic więcej nie wierzy.

Jeśli wojna skończyłaby się jutro, poszłaby na paradę na głównej alei Kijowa. Zawsze traktowała przemarsz wojsk jak atrakcję turystyczną. Teraz bardzo by chciała doświadczyć Dnia Zwycięstwa na Majdanie.